Ballada o jeziorze Kotle
Ballada o jeziorze Kotle
W Gostyninie jak wieść niesie,
Gdzie dziś kotła wody,
Żyła w zamku starościna,
Przecudnej urody.
Wielu panów doń wzdychało,
Wśród nich był Włoch młody,
Bogatemu on staroście
Chciał przyprawić rogi.
Starościna wierna ślubom,
Nie widzi kochania,
Gdy Włoch serce do nóg rzuca,
Kochać mu zabrania,
Ale co to? - gdzie starosto
Pędzisz na koniku?
Komu miłą swą zostawiasz?
Czy nie zalotnikom?
Jadę bronić polskich granic,
Pędź wierny koniku,
To mnie piękna przysięgałaś
Biada zalotnikom!
Tęskno samej – mąż nie wraca,
Płyną dni, miesiące,
Jak tu samej żyć w tęsknicy
Gdy chłopców tysiące!
Bal wydaje starościna
I tej nocy właśnie,
Straci głowę i w ramionach
Italczyka zaśnie.
Noc upojna pełna wina,
Rankiem jak wieść niesie,
Przybył goniec, że starosta
Poległ w ciemnym lesie.
Niby płacze starościna,
Czarne wkłada szaty,
W tydzień męża zapomina,
I przyjmuje swaty.
Po co płakać po niewczasie,
Wszak żem piękna, młoda
Włoch mnie kocha, ja go kocham
Niech żyje swoboda.
Ślubny orszak do kaplicy
Już kieruje kroki,
Nagle w strasznej nawałnicy
Takie brzmią wyroki.
Stój niewierna! I ty Panie!
Wasze ślubne gody
Hades godnie wam wyprawi
Pochłoną was wody!
W jednej chwili na kształt kotła
Otchłań się otwiera,
Znika zamek i kaplica,
A woda przybiera.
Tak ukarał duch starosty
Wiarołomne gody.
Nam legenda pozostała
No ... i Kotła wody.